Zima zima i po zimie, trochę podało, ale ulice nadal nadają się do jazdy, każdy pyta jak się ubrać gdy za oknem mróz a ciągnie na dwa koła.

Po pierwsze: głowa. Kominiarka to niezbędne wyposażenie pod kask, nie musi być gruba, przecież mamy okolice zera, więc aż tak strasznie nas nie wychłodzi, jeśli boimy się izmy to można dodać opaskę na uszy i dodatkowo zabezpieczyć szyję, ale nie jest to konieczne, sam testowałem kominiarkę i było mi ciepło, chwilami za ciepło ;-). Wiem, za chwilę okularnicy powiedzą że kominiarka jest do d… bo im szkła parują, jest na to kilka sposobów: pierwszy, ułożyć dobrze kominiarkę pod noskami okularów, drugi skuteczniejszy, wymyć dobrze okulary przed jazda aby nie były tłuste i nałożyć płyn do mycia naczyń i wytrzeć go papierowym ręcznikiem. O ile pierwszy sposób działa w 70% i przy szybszej jeździe jak oddycha się tylko ustami szkla jednak parują to drugi sprawdza się w 95%. Ja stosuję oba i nie mam dużych problemów. Dla tych którzy nie wierzą w domowe metody proponuję przetestowanie preparatów lub chusteczek Anti-Fog, z doświadczenia wiem, że preparaty tego typu działają różnie na różne szkła, więc nie polecam żadnego, trzeba po prostu spróbować.

Po drugie: rękawiczki. Nie jakieś rowerowe, ale z pełnymi palcami i z odpowiednią ochroną przed wychłodzeniem palców, możemy trzymać kierownicę, ale przy zmarzniętych palcach manewrowanie manetkami lub klamkami jest dużo wolniejsze, nie wspominam nawet o tym, że zmarznięte mocno palce bolą przy zmianie biegów lub hamowaniu i można nabawić się odmrożenia.

Po trzecie: nogi. Nic nowego, kolana marzną podczas jazdy, dobrym rozwiązaniem są długie spodnie rowerowe z dodatkową osłoną kolan.

Po czwarte: buty. Są oczywiście zapaleńcy jeżdżący w zimę w SPD, nic nie mówię, ale do jazdy po mieście wystarczą zwykłe nieprzemakalne buty typu treking, nie za wysokie bo jednak kostka przy pedałowaniu trochę się porusza, ale bez przesad, ważne jest to aby było wygodnie, ciepło i sucho.

No jeśli już się ubraliśmy to czas pomyśleć o naszym jednośladzie, opony, tak jedyny punkt styku między rowerem a podłożem, w zimę jest różnie, suchy asfalt, lodowisko, błoto pośniegowe, ubity śnieg itp. nie zalecam opon typu slick, no chyba że ktoś kończył szkołę akrobatyczną lub chce zaistnieć na YouTube zy Facebooka jako „mistrz dwóch kółek na śniegu”, W taką pogę jaką mamy przez kilka ostatnich zim najlepsze są opony MTB z grubym bieżnikiem i stosunkowo miękką gumą np. Grl 29×2,25. Na lód i leśne ścieżki niestety pozostają opony z kolcami, wiem, wydatek przy oponie 29er to ponad 100 pln za sztukę, ale dzięki min żadziej bawimy sie w „baletnicę na dwóch kółkach”, wiem, opony z kolcami kosztują dość dużo, dla osób z mniej zasobnym portfelem na śnieg i lód polecam opaski zaciskowe (tzw. trytytki) nie są tak wytrzymałe jak opony z kolcami i przy zakładaniu i wymianie na nowe trzeba uważać na oponę aby jej nie przebić, ale możemy domowym sposobem zapewnić sobie lepsza przyczepność na śniegu.

Opony i po opowieści o oponach (zimowych) teraz napęd, w zimę stosujemy specjalne smary zimowe, mają inną formułę cos smarów letnich zarówno na sucho jak i na mokro, są skomponowane tak aby pracowały prawidłowo w niskich temperaturach, no cóż są ciężko dostępne, można zatem użyć jako zamiennika smaru na mokro mając świadomość aby przez kilka pierwszych minut nie cisnąć mocno na pedały tylko pozwolić smarowi i napędom rzgrzać się do odpowiedniej temperatury.

Za chwilę zapytacie o błotniki, cóż to wybór bardzo indywidualny i zależny od warunków, wiadomi że nie każdy lubi jak błoto pośniegowe chlapie w twarz w czasie jazdy i większość brudu z tylnego koła układa się w fantazyjne szlaczki na plecach. Jak ktoś za tym nie przepada może zainstalować plastikowe błotniki mocowane na przedni widelec i sztycę podsiodłową. Dzięki temu wrócimy po wycieczce w miarę czyści nawet przy dużym śniegu.

Ciepło zimno, ale i tak pić się chce, termos z ciepłym napojem, nie musi to być wrząca herbata lub parująca kawa, ale coś ciepłego do ust trzeba czasem włożyć, jak zachować ciepło, niestety domowymi sposobami się nie da, trzeba zaopatrzyć się w termos.

No to jedziemy, ubraliśmy się, mamy przygotowany sprzęt, fajnie, ale trzeba uważać z postojami, każdy dłuższy postój wychładza nam organizm, musicie być świadomi że jeżdżąc w softshillu ciepło i wilgoć przez was wytwarzana nie ma ujścia i jesteście zamknięci jak w termosie, w chwili dłuższego postoju należy wszystko zdjąć i przewrócić na drugą stronę, niech odparuje (Uwaga nie stosować w MC Donalds i innych barach, mogą się dziwnie patrzyć i pewnie wyprosić gościa, głupio wygląda klient w slipach lub klientka w bikini przy minusowej temperaturze na dworze).

No i skończyliśmy zadowoleni naszą podróż, z uśmiechem na ustach parkujemy rower i zdejmujemy z siebie wszystko co wilgotne, najczęściej kończymy w stroju Ewy lub Adama, bierzemy prysznic i zalegamy pełni satysfakcji z jazdy. Oj rowerzyści, stop, teraz jak zadbaliście o siebie trzeba popatrzyć na swój rower, wziąć w rękę szmatę, wytrzeć ramę i napędy z błota pośniegowego na pewno połączonego z solą po naszych ukochanych drogowcach. Później czyszczenie napędu, jemu się należy przecież jak wy macie buty całe w soli to ile jej jest na łańcuchu i kasecie? Jak mocno wbił się w przerzutkę? Jeśli często jeździmy możemy napęd czyścić co kilka wypraw, jeśli sporadycznie to po każdej wyprawie, on naprawdę wymaga uwagi. Wiem, każdy powie „no co najwyżej nie pojedzie” albo „przecież nie ścigam się dla wygranej tylko dla siebie”, ale wyobraźcie sobie że musicie mocno nacisnąć i uciec przed niebezpieczeństwem a tutaj nagle „łańcuch się kończy” „bieg nie chce wejść” itp.